Trudno powiedzieć, dlaczego coś nam się podoba, czy coś jest warte uwagi – na przykład lubimy wszystko, co jest dla nas zabawne lub przydatne, jak gry na telefon, aplikacje, Total Casino kod promocyjny, czy media społecznościowe. Z drugiej strony, kiedy rozmawiamy o czymś bardziej artystycznym, możemy liczyć na kompetentnych ludzi, którzy powiedzą nam, czy coś jest warte naszego czasu.
W 2019 roku na ekrany kin trafił dramat sportowy w reżyserii Jamesa Mangolda “Le Mans ‘66” (tytuł oryginału to “Ford vs Ferrari”), opowiadający o legendarnym, trwającym 24 godziny wyścigu samochodowym, a także o walce pomiędzy koncernami samochodowymi. Dzieło z 2019 roku nie jest pierwszym, które opowiada o jednej z edycji słynnego wyścigu. Wcześniej, w 1971 roku, nakręcono film zatytułowany po prostu “Le Mans”, który był bardziej sprawozdaniem z wydarzenia, które w tym roku się odbyło. Tamten film okazał się być prawdziwym hitem, podczas gdy o tym nowszym było nieszczególnie głośno. Jednak jest on naprawdę wart obejrzenia. A to kilka powodów, by poświęcić mu czas.
Kilka słów o wyścigu Le Mans
Zanim przejdziemy do samego filmu, opowiedzmy krótko o tym, czym jest sam wyścig Le Mans. Jest to ważne tło, które pomaga nakreślić dramaturgię zarówno filmu z 1971 roku, jak i 2019.
Otóż słynny Le Mans to odbywający się niemal co roku wyścig, w którym drużyny mają za zadanie przejechać jak największą liczbę okrążeń. Wyścig trwa przez 24 godziny, co czyni go najdłuższym wyścigiem w historii wyścigów samochodowych. Pierwsza edycja odbyła się w 1923 roku, a wygrali go francuscy kierowcy, jadący autem marki Chenard & Walcker. Zwycięstwo to przyniosło zresztą producentowi aut dynamiczny rozwój firmy. Zresztą nie tylko jemu – ale i wielu innym markom, które przed wyścigiem były w podobnej sytuacji.
Ponieważ zwycięstwa były dla rozwoju firm samochodowym prawdziwym kopem i dawały rozgłos, nic dziwnego, że z czasem Le Mans zaczęło przeistaczać się w zaciętą rywalizację koncernów. W wyścigu startowało zarówno wielu kierowców już znanych, jak i takich, którzy dopiero chcieli zaistnieć i gotowi byli ryzykować życiem, żeby zwyciężyć, a firmy samochodowe nie szczędziły środków, by nagradzać śmiałków i płacić za pracę konstruktorów.
Wyścig na śmierć i życie
W ten sposób wyścig Le Mans, którego nazwa bierze się zresztą z miejscowości, w której się odbywa, stał się synonimem niebezpiecznego wydarzenia, w którym dochodziło do wielu wypadków. Najsłynniejszym z nich był ten, który wydarzył się w 1955 roku. Wtedy to silnik, maska i setki części z rozbitego Mercedesa uderzyły w tłum. Zginęło wtedy ponad 80 osób, a niektóre źródła podają, że i 120. Co ważne i przerażające, nawet mimo katastrofy wyścig nie został przerwany natychmiastowo. Takie jest zatem tło Le Mans: śmierć, która nie rusza nikogo, oraz rywalizacja i walka o osiągi, która spycha kwestie bezpieczeństwa do nic nieznaczących spraw.
Dlaczego warto obejrzeć film Manolda?
Wcześniejsze dzieło było w zasadzie relacją z wyścigu, w którym pretendent do I miejsca, zawodowy kierowca – Michael Delaney – robi wszystko, aby wygrać. Film z 2019 roku skupia się już bardziej na walce koncernów, ale wątków jest kilka: jest historia Forda, który chce wypłynąć na szerokie wody, jest opowieść o tym, że nawet mimo praktycznie nieograniczonych środków nie jest łatwo zbudować maszynę, która pokona przeciwników. Jest też historia dwóch kierowców-konstruktorów i ich świetna relacja – i przede wszystkim relacja z maszyną.
Tym, co odróżnia “Le Mans ‘66” od innych filmów o słynnym wyścigu, jest to, że nie przekłamuje wydarzeń historycznych. Fakty są oddane dokładnie takimi, jakimi były. I właśnie zarówno ta wielowątkowość, jak i dobre odwołanie do faktów.
Dla miłośnika filmów wyścigowych jest to pozycja obowiązkowa, ale i ci, którzy nie są koneserami gatunku, z pewnością docenią świetne udźwiękowienie, efekty specjalne oraz mnogość emocji, jakich dostarcza niemal każda scena.
Świetna gra aktorska
Nie da się nie wspomnieć o niezwykle ważnej przecież kwestii – czyli obsadzie. W głównych rolach zobaczyć możemy rewelacyjnych aktorów: Matta Damona w roli Carolla Shelby’eo oraz Cristiana Bale’a, grającego Kena Milesa. Ten drugi uraczył widzów kolejną niezwykłą przemianą na potrzeby roli i to on skupia na sobie większość uwagi. Jednak kreacje obu panów to prawdziwe aktorskie rzemiosło. A jeśli dodamy do tego majstersztyk reżysera, to mamy rezultat: naprawdę warte polecenia, wciągające kino.
Art.spons.